poniedziałek, 2 stycznia 2017

Podsumowanie 2016 roku

W dzisiejszym poście chciałabym podsumować miniony rok, jeśli chodzi o przeczytane przeze mnie książki. W 2016 roku miałam okazję przeczytać naprawdę wiele interesujących i godnych polecenia pozycji. Jednak gdybym miała wybrać trzy najlepsze byłyby to:


O dwóch pierwszych już pisałam, więc nie ma sensu się powtarzać. To naprawdę pokrzepiające, że wśród masy bezwartościowej szmiry oferowanej przez wyrastające jak grzyby po deszczu wydawnictwa "chrześcijańskie" udało mi się wygrzebać prawdziwe perły.

"Śledztwo w sprawie Jezusa" wzbudziło moje uznanie ze względu na dziennikarską pasję i dociekliwość autora, łatwy w odbiorze styl (pomijając tasiemcowe przypisy) i ciekawe przedstawienie wpływu Jezusa i Jego nauki na osiągnięcia współczesnej cywilizacji zarówno w dziedzinie nauki, sztuki jak i stosunków społecznych.

"Modlitwy przed i po mszy świętej" urzekły mnie swoją prostotą i bezpretensjonalnością. Niewielka objętościowo książeczka w skromniej zielonej okładce napisana przez anonimowego autora a tyle karmiących treści...

"Inna Dusza" oparta na faktach powieść, której akcja rozgrywa się w Bydgoszczy głównie w drugiej połowie lat 90-tych ubiegłego wieku. Pozwoliła mi odbyć sentymentalną podróż w czasie do szczegółowo odmalowanej przez autora epoki mojego dzieciństwa. Podobało mi się również, że problem rodzin patologicznych został ukazany w książce bez moralizowania, bez patosu, bez nadmiernego cierpiętnictwa, za to ze szczyptą ironii. Ogólnie styl Ł. Orbitowskiego przypadł mi do gustu.

A teraz kolej na najmniej udaną trójkę

"Imię w ciemności" jakiejś litewskiej czy łotewskiej autorki. Koszmar, koszmar, koszmar!  Miał być kryminał i niby na początku jakiś trup się pojawił, ale potem to był już kompletny bełkot. Autorka wraca do jakichś wspomnień z przeszłości o jakimś facecie i wspomina o nim w taki sposób, że aż człowieka zbiera na wymioty. Do tego stereotyp samotnej kobiety jako nieszczęśliwej i topiącej smutki w kieliszku, mieszkającej z durną wykastrowaną kotką. I jeszcze straszny infantylizm. NIE POLECAM ZDECYDOWANIE.

"Trociny" to nie chodzi o to, że książka K.Vargi była nudna, bądź że nie podobała mi się pod względem literackim. Ale doczytawszy ostatnią stronę, zaczęłam się zastanawiać po co właściwie ją napisał i jakie miało być jej przesłanie. Stwierdziłam, że żadne i że książka jest po prostu pozbawiona sensu, a bohater krytykujący wszystko wokół wyjątkowo niesympatyczny. To prawda, część tej krytyki była, moim zdaniem trafna. Podobało mi się, że autor odważył się przełamać pewne tematy tabu (seks rodziców :-)) ale było też wiele dzielenia włosa na czworo i czepiania się o pierdoły. 

"Wizyta arcybiskupa" to kolejna bełkotliwa powieść (dobrze, że przynajmniej krótka) do tego napisana idiotycznym językiem pełnym dziwacznych sformułowań i kreującym bardzo nieprzyjemną atmosferę: kłaczki włosów, wszechobecne śmieci,  mewy tłukące dziobami o blachę... Nie bardzo wiem do czego nawiązywać miało to dziełko. (W recenzjach czytałam, że miało niby krytykować dyktaturę). Po przeczytaniu odniosłam takie wrażenie, jakbym właśnie wyszła z bardzo zabrudzonego miejskiego szaletu.

Mam także kilka postanowień na najbliższy rok. Po pierwsze, chciałabym podjąć pewne czytelnicze wyzwania. Do części tych wyzwań wyzwałam samą siebie, a do części wyzwał mnie pewien Ktoś. Oto one:

1) Przynajmniej jedna książka w języku angielskim
2) Książka z ptakiem w tytule
3) Książka napisana w starożytności
4) Przynajmniej jedna książka z kategorii fantastyka 

czwartek, 9 czerwca 2016

Przygotuj się na spotkanie z Panem

Tytuł: Modlitwy przed i po mszy świętej na każdy dzień miesiąca
Autor: anonimowy :-)
wydawnictwo: Bernardinum
Moja ocena: 5/5
Największy plus: chrystocentryzm
Największy minus: brak informacji dotyczących okoliczności powstania rozważań


"A skądże mi to, że mój Pan, Syn mojego Boga przychodzi do mnie?" 

Nie lubię książek "religijnych". Ściślej mówiąc, nie lubię większości z nich, gdyż często takie pozycje bardzo mnie rozczarowują. Jednak tym razem miałam szczęście natrafić na coś niezwykle wartościowego. Zapewne nigdy nie zwróciłabym uwagi na tę niewielką książeczkę z niepozorną, zieloną okładką i niewyróżniającym się niczym tytułem, gdyby nie bardzo entuzjastyczna opinia pewnej osoby na jej temat. 

Zbiór rozważań przygotowujących do dobrego przeżycia mszy i komunii świętej miał zostać napisany 300 lat temu. Imię autora nie jest jednak znane. Książeczka ma bardzo przejrzystą strukturę. Zawiera 31 refleksji odpowiadających każdemu z dni miesiąca. Każde rozważanie podzielone jest na dwie części (przygotowanie i dziękczynienie) i każde jest rozwinięte w oparciu o jakiś tytuł/określenie Chrystusa. Na początku każdej refleksji autor zachęca nas do uświadomienia sobie "kto przychodzi". Każe czytelnikowi skupić się na Jezusie, na tym kim On jest. Oczywiście książeczka nie wyczerpuje całego bogactwa tytułów i określeń Zbawiciela, ale wskazuje na niektóre z nich: Chrystus-Król wieków, Mistrz, wierny Przyjaciel, nasz Brat, Chleb Boży, Odkupiciel, źródło życia... Znalazły się tutaj też piękne, choć może rzadko używane określenia jak "Ten, który pozwala się nazywać Matką" lub "Łowca Dusz". W każdym rozważaniu pojawia się również pytanie: "Do kogo przychodzi?". Na pytanie "kim jesteśmy" odpowiadamy często w kontekście przynależności światopoglądowej lub społecznej czy funkcji którą pełnimy, lecz tutaj autor jasno pokazuje, że nie ma to większego znaczenia i że tożsamość człowieka może być określana wyłącznie w odniesieniu do Tego, który przychodzi, czyli Chrystusa. On jest Panem- ja Jego sługą, On szczodrym dziedzicem Ojca, ja żebrakiem oczekującym Jego łaski, On Łowcą dusz, ja gazelą ugodzoną strzałami Jego miłości.

Wszystkie te tak cudownie chrystocentryczne refleksje są głęboko zakorzenione w Piśmie Świętym. Każda z nich to minimum formy, maksimum treści i to treści tak bardzo głębokiej, karmiącej i zapadającej w serce; treści której nie można po prostu przeczytać, lecz trzeba się nią delektować po kawałku, każdego dnia. Jedyne czego mi brakowało, to jakiegoś krótkiego wstępu, wyjaśnienia chociażby w jakim kraju i w jakim języku powstało to dzieło. Gorąco polecam "Modlitwy przed i po mszy świętej", oczywiście przede wszystkim osobom wierzącym, ale kto wie, może zechcą je przeczytać również osoby o innym światopoglądzie? Serdecznie zachęcam!


piątek, 27 maja 2016

Siedem Dalekich Rejsów, czyli zdrada, zdrada, zdrada

Tytuł: Siedem dalekich rejsów
Autor: Leopold Tyrmand
Moja ocena: 4/5
Największy plus: echo historii odbijające się na kartach książki
Największy minus: uwagi o kobietach wypowiadane przez bohaterów zazwyczaj w zamroczeniu alkoholowym


Do sięgnięcia po książkę Tyrmanda oprócz wielu pozytywnych recenzji skłonił mnie intrygująco brzmiący, niosący obietnicę przygody tytuł (okazał się później równocześnie nazwą jednej z darłowskich knajp) oraz "Darłowo końca lat czterdziestych", zarówno ze względu na moje zainteresowania tym właśnie okresem historii Polski jak i pociąg do morza (spowodowany zapewne tym, że mieszkam na zupełnie przeciwległym krańcu Polski) Czy było warto?

Głównym motywem książki jest rozwijająca się znajomość głównych bohaterów: Ewy i Nowaka, którzy przyjechali do Darłowa, każde w innym celu i poznali się właśnie tutaj po wyjściu z pociągu. Bohaterowie realizują więc wzmiankowane cele: Ewa- magister sztuki omawia z dyrektorem muzeum oraz tamtejszym księdzem sprawy związane z konserwacją zabytków. Nowak wraz ze swym wspólnikiem planuje nielegalne wydostanie się z Polski na małym duńskim statku do przewożenia towarów. W tle rozbrzmiewa echo historii: tajemniczy tryptyk króla Eryka, zabytkowy kościół i cmentarz. Jednak nieodparty urok dawnych dziejów miesza się z "urokiem" powojennej rzeczywistości: wśród zabytków i czcigodnych mogił walają się resztki bielizny i rozbite butelki. W butelkach po wykwintnych alkoholach stoi zwykła wódka, a ludzi ogarnia lęk i zniechęcenie wobec nieuchronnej perspektywy przejęcia przez państwo ich prywatnej własności. Jednak studium relacji głównych bohaterów i targające nimi namiętności są zdecydowanie tematem dominującym. Dokąd zaprowadzi ich to uczucie? Jak daleko można się posunąć przy zaledwie kilkudniowej znajomości? Zakończenie pozostaje otwarte, nie przynosi jednoznacznej odpowiedzi.

Główni bohaterowie (zresztą drugoplanowi również) są przedstawieni w sposób bardzo wyrazisty, choć żaden z nich nie wzbudził mojej sympatii (jedynie makler okrętowy August Leter wzbudził moje współczucie) Podobała mi się też trochę Ewa. Może i była kokietką, ale moje uznanie wzbudził jej tupet, pewien rodzaj bezczelności, umiejętność ciętej riposty pomimo młodego wieku. Nowak natomiast to w mojej opinii zwykły aktor i kłamca i ukryty mizogin.

Jeśli miałabym wybrać jedno słowo podsumowujące całą książkę, byłoby to słowo zdrada. Tutaj każdy kogoś zdradza: czy to żonę, czy męża, czy narzeczonego, czy wspólnika w interesach, czy współobywatela. Nie istnieje solidarność (ani kobieca, ani męska). Kobiety zdradzają inne kobiety, mężczyźni mężczyzn. Być może "każdy mężczyzna to sojusznik w walce z mrocznym światem międzypłciowych zależności", ale jak się okazuje, nie koniecznie w walce o wolność i lepsze jutro.

Przyznaję, że podobało mi się tło powieści oraz wyważone tempo akcji; z zainteresowaniem czytałam wstawki o królu Eryku oraz inne nawiązania do historii. Podobał mi się także język książki. Czytanie "Siedmiu dalekich rejsów" zmuszało mnie (i bardzo dobrze!) do częstego otwierania Słownika wyrazów obcych PWN. Mój słownik osobisty wzbogacił się dzięki temu o nowe pojęcia takie jak np. grynszpan, abnegat, malatury, karawela, brygantyna i inne. Pomimo niewątpliwych literackich zalet dzieła Tyrmanda, raczej nie będzie to pozycja, którą będę długo pamiętać lub wspominać z sentymentem. Ot po prostu, trochę lepiej napisana literatura rozrywkowa i tyle.

Reżyser teatrów dramatycznych, Michał Gabriel zniknął niespodzianie o godzinie 21.37

W latach 1968-1989 ukazywały się w Polsce opowiadania serii kryminalnej "Ewa wzywa 07". Były wydawane w formie charakterystycznych cieńkich niebieskich zeszytów. Obecnie zainteresowanie nimi zdaje się powracać. Niektóre zostały ponownie opublikowane- np. 3 tomy "Wzywam 07 przez wydawnictwo Vesper. To właśnie publikacja Vesper zachęciła mnie do poszukiwania i czytania oryginalnych numerów serii. Jednym z nich, który zaprezentuję poniżej jest "Arlekin" Artura Moreny


Tytuł: Arlekin
Autor: Artur Morena
Wydawnictwo: Iskry
Moja ocena: 5/5
Największy plus: zawężenie kręgu podejrzanych, dzięki umiejscowieniu zbrodni w "zamkniętej przestrzeni"
Największy minus: Mało przekonujący motyw zbrodni

Akcja numeru rozgrywa się wokół tajemniczego, nagłego zniknięcia: "Reżyser teatrów dramatycznych, Michał Gabriel, siedzący na parapecie okna w willi krytyka muzycznego Henryka Dolińskiego zniknął niespodzianie i nieodwołalnie spośród żywych o godzinie dwudziestej pierwszej trzydzieści siedem." W obrębie pewnej zamkniętej przestrzeni ginie człowiek. Mordercą  może być tylko jedna z osób, które przebywały tam razem z nim kiedy doszło do zbrodni, nad którą  każda z nich oczywiście szczerze ubolewa, i żaden z podejrzanych wydaje się nie mieć żadnego  interesu w śmierci ofiary. Czy aby na pewno? 

Szczegółowe badanie wzajemnych powiązań między podejrzanymi a zamordowanym sprawia, że wychodzi na jaw wiele mrocznych sekretów. To, co wydawałoby się niemożliwe do wyjaśnienia może się okazać wcale nie aż tak skomplikowane. Przy pomocy fachowych analiz, ale również i przede wszystkim uważnej obserwacji ludzi i logicznemu myśleniu, po nitce do kłębka zagadka doczekała się rozwiązania.

Muszę przyznać, że powieść Artura Moreny, wciągnęła mnie, przykuła uwagę, a nawet wywołała dreszcze. Miałam  pokusę otwarcia ostatniej strony i sprawdzenia kto w końcu jest winny. Na szczęście udało mi się powstrzymać i dowiedziałam się tego kiedy  już miałam czas, żeby spokojnie doczytać do końca. 

Autor, który w akcję swojego opowiadania wplótł także uwagi dotyczące "detective novel", rozprawiając o postaci prywatnego detektywa napisał, że może on czasem, w przeciwieństwie do funkcjonariuszy policji odczuwać sympatię, czy litość dla przestępcy. Przyznam, że w tym wypadku i mnie zdarzyło się odczuć sympatię dla jednego z (być może mimowolnych) przestępców i równocześnie tytułowego bohatera książki- arlekina, jadowitego węża koralowego z zieloną pręgą, kiedy ten piękny, rzadki okaz został przejechany przez ciężarówkę.

Ogólnie, uważam,że umiejętnie dawkowane napięcie, oryginalny pomysł na intrygę, zawężenie kręgu podejrzanych, przez co historia staje się jeszcze bardziej emocjonująca, oraz ciekawe postaci sprawiają, że Śmierć Arlekina to jedna z lepszych przeczytanych przeze mnie jak dotąd powieści niebieskiej serii.

niedziela, 15 maja 2016

Tradycja starszych vs miłość bliźniego

Tytuł: Pandemonium
Autor: Kostas Akrivos
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Moja ocena: 3/5
Największy plus: motyw: tradycja vs dobro bliźniego
Największy minus: schematyczność 


Powieść Kostasa Akrivosa "Pandemonium" opiera się na występującym w popkulturze częstym, wręcz oklepanym schemacie: facet (który, żeby było bardziej "kontrowersyjnie" jest np. mnichem) spotyka kobietę. Błyskawicznie zakochują się w sobie. Jeszcze szybciej idą do łóżka. Jest im razem mega fantastycznie. Następnie kobieta zachodzi w ciążę. Facet, który był tak fantastyczny w łóżku okazuje się egoistycznym dupkiem. Zostawia kobietę, względnie budzą się w nim odruchy sumienia i postanawia jej w jakiś sposób pomóc, jednak nigdy nie idzie na całość we wzięciu na siebie odpowiedzialności za swoje czyny.

Głównym tłem dla owej "kontrowersyjnej" love story zdecydował się uczynić autor jeden z monasterów na górze Atos- miejscu dosyć osobliwym z uwagi na to, że zgodnie z wielowiekową tradycją nie mają tam wstępu kobiety a nawet, jak dopowiada tłumacz, niejaki Michał Bzinkowski, zwierzęta płci żeńskiej. Protagonistą powieści jest mnich Nifonas- mięczakowaty typ roztkliwiający się nad swoją łódeczką, rozmyślający o aniołkach, którym opadają pióra ze skrzydeł (w postaci śniegu) i zasłaniający swój brak odpowiedzialności Boskimi doświadczeniami. Sploty okoliczności sprawiają, że musi ukrywać w swej celi będącą z nim w ciąży kobietę. Niestety, na skutek nieodpowiednich warunków i braku pomocy medycznej życie tej ostatniej staje się zagrożone. Pomoc wymagałaby wydania sekretu, złamania tabu przez wieki uświęconej tradycji, co naraziłoby na szwank osobistą reputację mnichów i ustanowiłoby niebezpieczny precedens, który mógłby doprowadzić do złamania zakazu przebywania kobiet na "świętej" górze. Z drugiej strony, objawiająca się jednemu z mnichów darzona w tym miejscu niepomiernym szacunkiem Matka Boska prosi, by kobietę uratować. Co okaże się ważniejsze? Co zwycięży? Ludzka tradycja czy chrześcijańska zasada miłości bliźniego (wyrażona np. w przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie)? A może to napięcie da się w jakiś sposób pogodzić- na przykład interpretując przesłanie z niebios stosownie do własnych inklinacji? 

Konfrontacja tych dwóch wartości, której szczyt zostaje osiągnięty, gdy kobieta wydaje na świat dzieci jest punktem kulminacyjnym powieści. Jednak w jej treść wplatają się także inne "konfrontacje": racjonalizm vs wiara w cuda oraz partykularyzm vs ekumenizm. To ważne i niosące ogromny potencjał tematy. Niestety, obawiam się, że ten potencjał został w dużym stopniu zaprzepaszczony. Myślę, że stało się tak głównie z powodu schematyczności o której pisałam na początku. Nie podobały mi się również pseudo-teologiczne wynurzenia autora w ostatnim rozdziale.  (W ogólności, nie lubię kiedy autorzy piszą o sobie i włączają do swoich dzieł rozważania o własnym procesie twórczym. Uważam że jest to postawa wysoce narcystyczna). Wiele rzeczy w książce było mocno naciąganych (jak np. to możliwe, żeby Nifonasowi przez tyle czasu udało się ukrywać w celi kobietę i nikt tego nie zauważył? Nienaturalna wydaje mi się również bierność tej ostatniej i brak woli życia. Zamiast krzyczeć żeby ją ratowano słucha w milczeniu starożytnych "proroctw" i się wykrwawia.) Język powieści także szczególnie nie zachwyca. Biorąc to wszystko pod uwagę,  książkę K. Akrivosa oceniłabym jako przeciętną. 

czwartek, 12 maja 2016

Lipsk- szlakiem książek

Największą atrakcją dla miłośników literatury będą w tym mieście niewątpliwie marcowe Lipskie Targi Książki, ale poza tym okresem bookaholicy również mogą znaleźć coś dla siebie.Przede wszystkim warto odwiedzić Niemiecką Bibliotekę Narodową (w Lipsku znajduje się jeden z jej oddziałów z ponad 14 milionami pozycji). Z biblioteki może skorzystać każdy, wystarczy się zapisać oraz uiścić opłatę- na dzień, dwa dni lub rok. Pożyczonymi książkami można cieszyć się w niezbyt zatłoczonych czytelniach, istnieje również nowoczesne archiwum elektroniczne oraz archiwum muzyczne - gdzie można wyszukiwać ulubione utwory i słuchać ich, gdyż Lipsk to także miasto muzyki (przez jakiś czas pomieszkiwał tu Bach). Warto zaznaczyć, że obsługa biblioteki jest bardzo uprzejma i ma czas dla klientów, zupełnie inaczej niż w Polsce. (chyba że drodzy Czytelnicy mają inne doświadczenia :-)). Jeśli zmęczymy się czytaniem, możemy przekąsić małe co nieco w barze szybkiej obsługi na terenie biblioteki. W bibliotece jest także wi-fi, aby z niego korzystać,należy zalogować się na swoje konto biblioteczne. Nie zawsze jest to proste.Większość książek jest w języku niemieckim, ale niech to nie przeraża nie znających tego języka osób. Można też znaleźć książki w języku angielskim.

A co jeśli nie wystarczy nam czytanie i chcemy mieć książki na własność? Wtedy udajemy się do centrum miasta, gdzie co rusz można natrafić na jakąś miłą księgarenkę na rogu ulicy lub na piętrze budynku. Są również księgarnie muzyczne, księgarnie + sklepy z pamiątkami itp. I oczywiście antykwariaty. Np. antykwariat An Der Nikolaikirche - przy kościele Mikołaja. Tak, po prostu Mikołaja, nie świętego, gdyż jest to kościół ewangelicki.  W okresie komunizmu gromadzili się tu ludzie na pokojowych demonstracjach. W antykwariacie z kolei znajdziemy ładnie wydane serie książek klasyków niemieckich, i wiele innych pozycji  wygodnie pogrupowanych. Kilka metrów dalej mamy kolejny antykwariat-Bucherinsel - wyspę książek. Warto na tę wyspę popłynąć,   a potem odpłynąć w pobliskim barze.



piątek, 6 maja 2016

Czy wiara wyklucza rozum?

Tytuł: Śledztwo w sprawie Jezusa
Autor: Antonio Socci
Wydawnictwo: Rafael
Moja ocena: 4/5


"Jednostka została do tego stopnia potraktowana poważnie, do tego stopnia ustanowiona jako absolut przez chrześcijaństwo, że nie można już było złożyć jej w ofierze (...) ale gatunek może przetrwać tylko dzięki ofiarom ludzkim (...) i ta pseudoludzkość, która tytułuje się chrześcijaństwem, pragnie właśnie narzucić to, żeby nikt nie był składany w ofierze" (F.Nietzsche) 

Wiele osób gdy widzi książkę, której tytuł nawiązuje w jakiś sposób do religii stwierdza: "niee, to nie dla mnie". Muszę przyznać, że ja także nie przepadam za tego typu literaturą. To znaczy, mówiąc bardziej precyzyjnie: sprawy duchowe to tematyka mi bliska, ale wśród mnogości dotyczących jej pozycji jakie są obecnie dostępne obecnie na rynku bardzo trudno jest mi wybrać coś, co by mnie usatysfakcjonowało. Może dla tego że przeczytałam w swoim życiu już wiele "religijnych" książek i zaczęłam odczuwać pewne znużenie ich schematyzmem. Znudziły mi się "bestsellery" amerykańskich pastorów mega kościołów, którzy zachowują się tak jakby to co napisali miało być nowym objawieniem, które może zrewolucjonizować całe uśpione chrześcijaństwo. Mam już dosyć wszelkiej maści poradników chrześcijańskich pełnych złotych myśli typu "zaakceptuj siebie, bo Bóg kocha cię takiego jakim jesteś". Wszelakoż jedna rzecz nie znudziła mi się i nigdy mi się nie znudzi: zawsze mnie  fascynowała i będzie fascynować osoba Jezusa Chrystusa.

W pierwszym rozdziale swojej poświęconej Jemu książki znany włoski dziennikarz przywołuje postać swego imiennika Antony'ego Flewa słynnego ateisty, który uwierzył w Boga dochodząc do tego przekonania za pomocą rozumu. Wychodząc od przykładu tego wybitnego uczonego, przez całą książkę autor konsekwentnie próbuje odpowiedzieć na pytania: czy główne dogmaty chrześcijaństwa są irracjonalne? czy wiara musi być ślepa? Czy dzisiaj można dotknąć cudu?  Cytując  wielu słynnych filozofów, często nawet wrogich Kościołowi (zob. przykład powyżej), A. Socci pokazuje jak bardzo życie Jezusa zmieniło historię świata, przyczyniło się do postępu cywilizacyjnego i nowego rozumienia godności każdego człowieka. Autor rozważa także kwestię starotestamentowych proroctw, które z niebywałą dokładnością spełniły się w życiu Chrystusa. Zastanawia się czy można naukowo udowodnić prawdziwość zmartwychwstania. Przygląda się również współczesnym cudom i uzdrowieniom. Godna podziwu jest rozległa wiedza autora i przystępny styl pisania, dzięki czemu książkę czyta się jak emocjonujący dreszczowiec. 

W publikacji Socciego znajdują się także rozdziały w których autor w poruszający sposób opisuje piękno charakteru Zbawiciela oraz  Jego miłość do wszystkich ludzi, znowu przytaczając przy okazji wiele cytatów bynajmniej nie tylko świętych czy mistyków. Osobiście najbardziej chyba poruszył moje serce cytat S. Kierkegaarda: "Pomyśl o człowieku, który staje przed innym człowiekiem i swoim ciałem zupełnie go zasłania. W taki sam sposób Jezus zakrywa twój grzech swoim świętym Ciałem (...) Zakrywa go w sensie dosłownym. Pomyśl o kwoce, która w momencie zagrożenia gromadzi kurczęta pod własne skrzydła, zakrywa je i gotowa jest raczej zginąć niż pozbawić je tej ochrony, dzięki której stają się niewidoczne dla oczu nieprzyjaciół. W taki sam sposób Jezus ukrywa twój grzech. Odda raczej swoje życie niż by cię miał pozbawić tego pewnego schronienia pod skrzydłami Jego miłości" (s.111)

Mam jednakże do autora kilka uwag. Po pierwsze, w książce jest za dużo przypisów napisanych drobniejszą czcionką i bardzo rozwlekłych (zdarza się nawet że przypis zajmuje całą stronę) Co szkodziłoby gdyby większość informacji z przypisów włączyć do głównej treści publikacji? Nic by nie zaszkodziło, a książka stałaby się przez to jedynie łatwiejsza w czytaniu. Po drugie nieco drażniło mnie zbyt wyidealizowane przedstawienie w książce Kościoła Katolickiego oraz pewien chłód czy nawet niechęć autora w stosunku do innych odłamów chrześcijaństwa-prawosławia i protestantyzmu, które przecież podzielają tę samą wiarę w Jezusa. (w protestantyzmie też mają miejsce cuda i wizje, panie Socci) 

Pomimo wszystko książka "Śledztwo w sprawie Jezusa" jest jedną z lepszych pozycji, które ostatnio wpadły mi w ręce. Serdecznie polecam każdemu, a dla katolików to wręcz lektura obowiązkowa. 

"Jeśli Jezus nie jest Bogiem Bóg nie istnieje!" (J.Guitton) 
"Stoimy wobec człowieka tak wspaniałego, tak doskonałego, do tego stopnia wyjątkowego i jedynego w swoim rodzaju, że żaden Bóg nie mógłby być lepszy, żaden Bóg nie mógłby Go przewyższyć (s.114)"